Brzuch jak balon. I co teraz?
Na początku pomyślałam, że ten wpis będzie o tym co to jest SIBO, jak z tym żyć (i czy w ogóle się da?) oraz jak to wyleczyć. Potem pomyślałam, że ten wpis będzie o trudnej sztuce rozstawania się.
Tak, rozstawania się. Z jedzeniem, które zwykle sprawia najwięcej przyjemności, miło się kojarzy i przywołuje najlepsze wspomnienia. Bo ono, przynajmniej u mnie, jest odpowiedzialne za ten brzuch jak balon….
SIBO, czyli przekładając z polskiego na nasz: „przerost, zbyt duża ilość flory bakteryjnej w jelicie cienkim”. I nie chodzi wcale o „dobre bakterie”. Chodzi o bakterie, które powodują m.in. to, że jedzenie za bardzo fermentuje (słabiej też wchłaniają się substancje odżywcze.) A co się dzieje, jak fermentuje?
Na pewno to znasz. Mówię na pewno, bo ten post:
miał rekordowe zaangażowanie mojej społeczności na Instagramie. 25.000 kobiet przeczytało ten post, 320 skomentowało, a 180 zapisało post na później. Problem naprawdę dotyczy wielu kobiet.
W skrócie: im więcej czasu mija od rana, tym bardziej w brzuchu bulgocze, robi się on coraz większy, zaczyna wystawać, o dopasowanym ubraniu możesz zapomnieć. Wieczorem jest tylko gorzej. Na tyle źle, że ktoś może Ci nawet zadać pytanie sugerujące, że być może jesteś w ciąży…
SIBO/ IMO to temat rozległy i obejmujący wiele dziedzin takich jak gastrologia, psychologia, psychiatria (tak!), dietetyka, fizjoterapia… Prawda jest jednak taka, że zajmuje się nim niewielu lekarzy. Mi samej dojście do jako-takich rozwiązań zajęło kilka lat. Po drodze spotkałam różnych specjalistów i „specjalistów”, medyków i nie medyków, którzy sugerowali różne choroby i różne leki oraz „leki”. O tym w kolejnym wpisie.
Dzisiaj chciałam tylko powiedzieć, że istnieją pewne pokarmy, które nasilają „syndrom” brzucha jak balon. I z tym jedzeniem (przynajmniej na jakiś czas trzeba się pożegnać).
Co to za pokarmy?

Niestety muszę to powiedzieć: to, co smakuje najlepiej! No bo kto nie lubi zjeść pajdy świeżego pszennego chleba z chrupiącą skórką, posmarowanego masłem i posypanego solą. Z lampką czerwonego wina – brzmi jak najlepsza kolacja ever! Kto nie lubi świeżych pierogów z jagodami (lub truskawkami) i śmietaną z cukrem. Najlepsze wspomnienie dzieciństwa przecież! A carbonara na śmietanie z lampką Chardonnay lub Primitivo? Mniam…
No właśnie…
To wszystko smaczne. Bo to nie tylko jedzenie. To miły czas z rodziną przy stole. Kolacja na tarasie w letni dzień. Randka w klimatycznej włoskiej knajpce (nawet jeśli to tylko Warszawa lub Zgorzelec).

Z jednej strony miłe chwile, smaczne jedzenie. Z drugiej – nigdy po takim jedzeniu nie czuję się dobrze. Można obwiniać gluten i polską pszenicę (ponoć ta z Włoch jest inna), ale prawda jest taka, że lista jedzenia, które fermentuje za szybko i powoduje efekt brzucha jak balon nie kończy się na pszenicy. Na cenzurowanym jest m.in.
- Fruktoza (niemal wszystkie owoce, miód, syrop glokozowo-fruktozowy). Szkoda najbardziej latem. Najbardziej zdradliwy owoc? Surowe jabłko. Kto by pomyślał…
- Laktoza, czyli nabiał (mogę przeżyć, bo i tak od lat nie jem).
- Fruktany, czyli np. cebula, czosnek (jak będzie smakować pesto bez czosnku?).
- Alkohol. Bez komentarza. Dla dociekliwych, wg zaleceń mojego lekarza są 3 wyjątki: gin (bez toniku), whiskey (bez coli) i wódka. Dziękuję, nie skorzystam.
- Słodziki zastępujące cukier typu sorbitol, ksylitol (w tej diecie raczej cukier zwykły, jeśli już, a nie zamienniki cukru).
To wszystko składa się na FODMAP, czyli jedzenie, które zawiera „Fermentable Oligosaccharides, Disaccharides, Monosaccharides And Polyols”, a po polsku: „fermentujące oligo- di- i monosacharydy oraz poliole”. Najogólniej mówiąc są to węglowodany słabo wchłaniane, szybko fermentujące, o wysokim ciśnieniu osmotycznym. To one w dużej mierze odpowiedzialne są za ten nasz popołudniowy brzuch jak balon.

Długo tego nie rozumiałam. A może nie chciałam zrozumieć. Bo ja te włoskie pasty i pizze, a także polskie – pierogi, kluski leniwe z cukrem i ciasto drożdżowe w każdej postaci – uwielbiam. Wino czerwone też. Co prawda już dawno zauważyłam, że wino zupełnie smakuje inaczej na wakacjach w Toskanii niż w Zgorzelcu czy w Warszawie… I właśnie może z tej obserwacji powinnam wyciągnąć najwięcej: zostawić to wino na specjalne okazje, na Toskanię, na wakacje…
Na pewno nie na życie.

Te kluski leniwe i jagodzianki z prawdziwych jagód z lasu też na specjalne okazje. Na wtedy, gdy pojadę do babci na wieś, a ona znów będzie wyrabiać ciasto drożdżowe i obsypywać jagody cukrem, bo przecież „wnuki przyjechały i trzeba je nakarmić, bo w tej Warszawie to już jedzenie nie takie…”.
A pierogi z kapustą i grzybami i czerwonym barszczykiem na rosole? Frykas na jeden raz w roku – na Wigilię. Bo ja polskiej Wigilii nie wyobrażam sobie bez tych pierogów i barszczu. A carbonara? Może choć w wersji bezglutenowej, może bez śmietany…? Tak sobie rozmyślam jak to wszystko poukładać na nowo, by nie tracić ulubionych smaków…
A może…
czas zacząć myśleć o tym, że to, co kiedyś smakowało i służyło – służyć zdrowiu już nie będzie? Może pora zacząć myśleć o rozstaniu? Z carbonarą. Pierogami. Kluskami. Pizzą z rukolą.
Takie życie.
Na pocieszenie: zobacz – wielu mężczyzn na pewnym etapie życia rozstaje się na zawsze z włosami. Kobiety – z pięknym kolorem włosów, który miały za młodu nawet bez farbowania….
Całe to nasze życie jest o rozstaniach. I pożegnaniach.
Czas przywyknąć.
Na ten moment żegnam jakąś część jedzenia, która mi bardzo smakuje, ale jednocześnie bardzo nie służy. No bo nie chcę tego brzucha balona…
… c.d.n….

Czy moze Pani polecic jakis smaczny zamiennik mleka do kawy, prosze?
Wszystko co kupowalam do tej pory lądowało w koszu…
Ja uzywam mleka kokosowego Real Thai. Bez cukru. Tylko kokos+woda+ emulgator ale tylko jeden 😉 Koniec skladu. Lepszego mleka kokosowego nie znam.
ŻYCIE TO PASMO WYBORÓW I CIĄGŁEJ REZYGNACJI Z CZEGOŚCIE ALE CHCEMY BYĆ PIĘKNE TO CZAS NA ROZSTANIE Z POWYŻSZYMI PRODUKTAMI…
P. Elu czekam z niecierpliwością na c.d. Suuuuuper ????????